W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Dziś jest niedziela 22 grudnia 2024 r. Godzina 04:16 Imieniny Bożeny, Drogomira, Zenona

Pieniężno nad Wałszą. Zamek. Kościoły.

Pieniężno nad Wałszą

   W gazecie „Ermländische Zeitung” z dnia 23 kwietnia 1938r./nr 93, można przeczytać następującą wypowiedź Pawła Klingenberga:

 Moje oczy ujrzały piękno niejednego kraju i morza, a moje nogi prowadziły mnie przez niejedno miasto. Jednak teraz, gdy mam pisać o moim rodzinnym mieście, serce bije mi nieco mocniej, choć tak naprawdę nie wiem, czy w ogóle posiadam takowe. Bynajmniej nie dlatego, że moje rodzinne miasto powinno blednąć w blasku wielu innych miast, - nie, po prostu czuję się, jakbym został zmuszony do zdjęcia welonu z niewinnego oblicza mojej małej ojczyzny, jakbym musiał zdradzić tajemnicę mojej miłości.

„Co czyni Pieniężno tak sławnym?”, zapytał mnie pewnego razu profesor, gdy zdawałem u niego egzamin z wiedzy o niemieckiej literaturze. Może chciał mnie nabrać, przecież bardziej bym się spodziewał pytania o datę narodzin Goethego. Lecz ponieważ zawsze wszędzie wsadzałem mój nader długi nos, odparłem z uśmiechem na ustach: „Pieniężno ma jedyny w swoim rodzaju zegar ratuszowy, który pomimo braku cyfr dobrze wskazuje czas, a jednak źle chodzi!” Moja odpowiedź tak zaskoczyła profesora, że dostał napadu śmiechu, aż spadły mu z przerażenia złote binokle z nosa. Ów cud średniowiecznej myśli technicznej oczywiście już od dawna nie zdobi starej wieży ratuszowej, jego miejsce zajęła ponura syrena.

 Dość późno dowiedziałem się, że moje miasto wydało jeszcze wiele innych sław. Zdarzyło się to w Ekspresie Północnym, podczas mojego powrotu z Anglii do Paryża, gdzieś pomiędzy Osnabrück, a Hanowerem (Hannover). Gdy towarzyszowi podróży zdradziłem nazwę mojego rodzinnego miasta, on na to odparł: „Więc tak, z miasta „ciężkich Warmiaków” Pan pochodzi? Proszę więc pozdrowić starego Pana Romanowskiego, jego nazwisko spotyka się tu z uznaniem.”

 Nawet na Węgrzech, na krańcu milczącej puszty powiedziano mi, że Pieniężno jest ładnym miastem, ze swoim kościołem przypominającym katedrę, zamkiem otoczonym lipami oraz uroczą doliną Wałszy.

 Oczywiście! Pieniężno nie posiada teatru, ani domów z podrzędną rozrywką. Za to można tu znaleźć „kącik plotek” przy starej „Poart”, gdzie wymieniano się najświeższymi wiadomościami – kto dziś zmarł, co śniło się sąsiadowi i kto niebawem weźmie ślub. „Weetst all, Nobasche, dem Schröta sin Marjell, det Marike, ös mitem Fredem Käärl utgeröckt, nee, sowat!“ – „Na sißte, säd eck nich emma, dee had Ooge wie Pölzflöcka im Kopp, joa, joa!” /niezrozumiały dialekt/

 Pieniężno nie posiada miejskiego parku, ale można tu znaleźć rynek, na którym niegdyś latem rosła trawa, obfite pastwisko dla kur sąsiadki. Do dzisiaj znana w całym mieście „Imarie” często człapie ulicami wyłożonymi nierównym brukiem, chowając drżące dłonie pod niebieskim fartuchem w kratę i prowadząc błogi monolog o „lśniących talarach”, które padły ofiarą inflacji. Każdego popołudnia stary Pan „Rat”, z trudem opierając się na lasce, podążał wzdłuż rynsztoku do „Con”, aby zająć miejsce przy swoim stałym stole i wypić filiżankę kawy.

  Jednak dopiero w świetle księżyca Pieniężno wygląda najpiękniej. Gdy tajemnicze wołanie szarego puszczyka rozlegające się ze szczytu wysokiej wieży ratuszowej zakłóca milczącą ciszę, goście przybywający tutaj z dużego miasta mogą pomyśleć, że znaleźli się w baśniowym mieście, gdzie czas się zatrzymał, gdzie dusze dawnych rodów zasiadają na kalenicach skąpanych blaskiem księżyca i machają swoimi niewidzialnymi dłońmi do przechodniów.

  Perełką Pieniężna, sercem mojej ojczyzny, jest dolina Wałszy. Przez mieszkańców jest postrzegana jako coś zwykłego i codziennego, lecz kto zna jej ukryte piękno i ukryte cuda? Często zdarzało się, że tam za Białą Górą (Weißer Berg) moi rodacy, pieniężnianie, prosili mnie o pomoc, ponieważ w biały dzień błądzili we własnej dolinie. Obcy wiedzą jednak, że nasza dolina należy do najbardziej uroczych w całych Prusach Wschodnich. Zachwycają się romantyczną dzikością jej wąwozów i stromych zboczy, porośniętych u podnóża niebieskimi kwiatami lata, bądź jasnymi dzwoneczkami zimowego żółtego naparstka. Często są zaskoczeni tym, że w tak odległych krainach można napotkać wspaniałe krajobrazy, które można śmiało równać do najwspanialszych dolin Turyngii – krajobrazy, które zazwyczaj można podziwiać tylko w Czarnym Lesie (Schwarzwald) lub w Eifel (niem.).


 Niech nikt nie mówi, że to przesada. Owe opinie pochodzą z ust obcych podróżnikóodwiedzających te strony. Kto pragnie poznać najpiękniejsze oblicze swej ojczyzny, nie może jedynie gnać samochodem po przetartych ścieżkach cywilizacji. Przemierzając zbocza doliny dzikimi ścieżkami, można się nacieszyć zapachem bujnych girland wawrzynka i radować oko złotymi kwiatami obuwika pospolitego. Podróżnik zdaje sobie sprawę z piękna tego zacisznego zakątka dopiero wtedy, gdy spojrzy w lśniące oczy dzikich zwierząt stojących na skąpanych światłem zboczach, bądź gdy stanie letnią nocą na łączce otoczonej szumiącymi jodłami, gdzie srebrne światło księżyca powoli opada wzdłuż smukłych dziewann na śpiącą ziemię.


Mój Boże, spełnij moją prośbę,

tą jedną, jedyną: gdy nadejdzie mego czasu kres, pozwól mi

usłyszeć leśny szum mojej ojczyzny

podczas ostatniej podróży mego życia!



Mein Gott, tu mir die bitte nicht verwehren,
die eine: laß, wenn einst mein Ende naht,

mich meiner Heimat Wälder rauschen hören

auf meines Lebens letztem Wanderpfad !


Zamek

 dr Adolf Poschmann


 W większości wschodniopruskich miast zamek i kościół stały w znacznej odległości od siebie i jeszcze w średniowieczu połączone były grubym murem obronnym; obie potężne budowle stanowiły część fortyfikacji miejskich. W Pieniężnie zamek i kościół dzieli wyjątkowo mała odległość, wciśnięte są obok siebie bezpośrednio przy spadzistym stoku doliny Wałszy.

  Mało kto potrafił prawidłowo określić pochodzenie zamku; wielu nazywało go zamkiem zakonnym, niektórzy twierdzili, że to zamek biskupi – w rzeczywistości jest to jednak zamek warmińskiej kapituły. W biskupstwie warmińskim biskup pełnił rolę duchowego i świeckiego zwierzchnika. Jednak okręgi: Frombork (Frauenburg), Pieniężno (Mehlsack) oraz Olsztyn (Allenstein), zarządzane przez podkomorzego, należały do kapituły, która miała tutaj takie same prawa, jak biskup na zarządzanych przez siebie terenach. Oczywiście kapituła także budowała zamki na swoich terenach, nie ustępując pod tym względem Zakonowi Krzyżackiemu lub biskupom. Kanonicy wybierali ze swojego grona jednego administratora lub proboszcza, który wraz z kapitularnym namiestnikiem zarządzał całym majątkiem kapituły. Początkowo ów przedstawiciel kapitularnej władzy rezydował na zamku w Pieniężnie, następnie jego siedzibę przeniesiono na zamek w Olsztynie. W późniejszym okresie Pieniężno posiadało już własnego proboszcza – fromborski kanonik przejął nadzór nad okręgiem. Zamek zamieszkiwał jednak burgrabia, który gospodarzył na kapitularnym folwarku Różynka (Rosengarth).

 Służbowe mieszkanie burgrabiego składało się z dość dużego pokoju oraz sypialni – urzędnik nie zajmował więcej miejsca, gdyż były to czasy, w których należało oszczędzać; podobnie było zresztą w innych zamkach. Pokój był dość przestronny, a ze spisu inwentarza datowanego na XVI w. wiemy, jak był wyposażony: stały w nim trzy stoły, lecz tylko jedno krzesło; siadano na ławach  - jedna miała oparcie i poduszki, a trzy pozostałe były dość proste – dwie zapasowe ławy trzymano w schowku. Jeszcze tylko wąska szafa i łóżko, oto całe umeblowanie. O kominek opierały się szczypce i widelec, w szafie leżało sześć srebrnych łyżek, w owych czasach bardzo kosztownych. Obok pokoju burgrabiego znajdowała się izba ławnicza, gdzie odbywały się rozprawy sądowe. Jeszcze dalej urządzono izbę dla służby. Tyle miejsca wystarczało dla burgrabiego, męskiej służby, strażnika leśnego oraz faktora /kierownik warsztatu drukarskiego lub pośrednik handlunie jest to bliżej wyjaśnione/.

 W kuchni naliczono następujące sprzęty: patelnia z rożnem, ruszt, miedziany kocioł, kilka kotłów do gotowania ryb, mosiężna miska, różne cynowe półmiski, talerze i dzbanki, półmisek na musztardę, beczka na kiszoną kapustę, moździerz z tłuczkiem i mosiężny lichtarz.

  W piwnicy przechowywano 2 pojemniki na zacier, 23 duże beczki, 2 małe beczki, lej, cynowy dzban, 8 dzbanów i 2 dzbanki dla panów, 2 cynowe kufle i korzec. Poza tym na zamku przechowywano sprzęt do połowu ryb oraz sprzęt myśliwski.


Profesor Karol Henryk Clasen, który dokładnie zbadał wschodniopruskie zamki, w odniesieniu do zamku w Pieniężnie napisał:

„Położenie miasta i zamku jako części fortyfikacji odpowiada układowi znanemu z Reszla (Rößel) i Olsztyna (Allenstein). Starsze plany budynków zamkowych dają dobre wyobrażenie o ich pierwotnym położeniu i urządzeniu. O wysoki budynek główny z kondygnacją obronną oparto nieco niższe skrzydło boczne; pozostałe ściany zamku chronione były murem obronnym, do którego dobudowano stajnie. Pomimo nieznacznych różnic, koncepcja rozmieszczenia poszczególnych części kompleksu, w stosunku do pozostałych zamków warmińskich, pozostała ta sama.”

W Dniu Świętego Marcina przed zamkową bramą ustawiał się długi sznur wozów, był to bowiem czas, w którym chłopi zwozili należną daninę. Obszerne magazyny zamkowe znajdujące się na piętrze wypełniano po brzegi żytem i owsem.

Barok, będący czasem ożywienia w dziedzinie budownictwa, wniósł wiele zmian do wyglądu zamku – zarówno pod względem wyposażenia, jak i wyglądu zewnętrznego: wewnętrzne zdobienia stały się bogatsze, duży pokój rozbudowano i zamieniono w salę jadalną, a wzory na południowym szczycie głównego skrzydła do dzisiaj pozwalają zapoznać się z gustem owych czasów. Ostatnie
150 lat przyniosło wiele zmian: zniknęły wszystkie budynki gospodarcze, pomieszczenia budynku głównego przekształcono tak, aby mogły służyć bardziej praktycznym celom: umieszczono tu sąd rejonowy oraz muzeum regionalne, salę jadalną z cennymi malowidłami plafonowymi /sufitowymi/ zamieniono w salę bankietową domu młodzieżowego, pozostałe pomieszczenia udostępniono organizacjom młodzieżowym.


 Dzień sołecki na zamku

 

dr Adolf Poschmann


Dopóki Warmia była samodzielnym biskupstwem, przynajmniej raz w roku do Pieniężna przybywał proboszcz warmiński. Najczęściej w tym samym czasie miasto odwiedzał drugi kanonik i odbywał się dzień sołecki. Było to pewnego rodzaju zgromadzenie stanów, w którym od 1530 r. regularnie brali udział także moi przodkowie, sołtysi Poschmann z Kumajn (Komainen). Ze wszystkich rozpraw notariusze sporządzali obszerne protokoły. Każdy z nich przeczytałem z ogromnym zainteresowaniem, ponieważ w kolejnych latach pojawiały się wzmianki o moich prapradziadach. W sali jadalnej proboszcz z namaszczeniem witał zgromadzonych sołtysów oraz właścicieli pruskich majątków wygłaszając wspaniałą mowę. W dalszej kolejności następowały już mniej podniosłe zarządzenia na temat terminowego składania daniny (w postaci zbóż), naprawy dróg
 i mostów, ograniczenia ilości gości i ucztowania na chrzcinach lub weselach oraz wiele innych. Jednak była to także okazja dla sołtysów do zgłaszania próśb i skarg w imieniu swoich wiosek. Składali wnioski o umorzenie daniny w przypadku nieudanych plonów lub gdy bydło padało ofiarą zarazy. Często zlecano im rozstrzygnięcie sporów granicznych lub uregulowanie spraw spadkowych.


Kościoły Pieniężna

 Spójrzmy na nasze ojczyste miasto ze szczytu wzniesienia cegielnego (Zieglerberg), nad panoramą miasta dominują smukłe wieże kościołów, wraz z wieżą ratuszową. Najwyraźniej Bóg przez wszystkie te lata, gdy miasto ulegało zniszczeniu, czuwał nad naszymi kościołami.


 Kościół parafialny


dr Adolf Poschmann


Ten kościół widać już z odległości wielu kilometrów, jest prawdziwym symbolem regionu. Szczególnie okazale prezentuje się, gdy oglądamy go z doliny Wałszy; gdy wędrowiec zdąży nacieszyć oko cudowną przyrodą szumiącej doliny, w drodze powrotnej pozdrawia go smukła wieża kościelna, wznosząca się ponad wysoko położone miasto.

Kościół nie jest jednak średniowieczną budowlą, jak większość warmińskich kościołów. Jego budowę zakończono dopiero w ostatnich latach XIX w. Oczywiście Pieniężno już od zarania posiadało kościół parafialny. W akcie lokacyjnym z 1312r. była mowa o przekazaniu sześciu włók ziemi pod budowę kościoła i plebanii. Pierwszymi proboszczami byli Echard i Johannes, obaj działali na rzecz założenia miasta i zasiedlenia okolicznych terenów. Przy pobożnym nastawieniu mieszkańców młodego miasta budowa świątyni była tylko kwestią czasu. Kościół parafialny był najprawdopodobniej jednym z pierwszych wybudowanych budynków; najprawdopodobniej była to budowla z drewnianych belek i desek; przecież nawet katedra we Fromborku (Frauenburg) była pierwotnie drewnianym kościołem. Dopiero w drugiej połowie XIV w., gdy w całym państwie zakonnym, w tym także na terenie biskupstwa, zaczęto budować wspaniałe gotyckie kościoły i zamki z wypalanej cegły, mieszkańcy Pieniężna wznieśli masywny kościół. Cegły pozyskiwano z miejskiej cegielni, a drewno z miejskiego lasu. Mieszkańcy regionu połączyli wówczas siły, aby wspólnie  w pocie czoła wznieść swą świątynię. Na patronów kościoła obrano św. Piotra i św. Pawła, których symbole, klucz i miecz, widać w herbie miasta.

Najprawdopodobniej był to trójnawowy kościół halowy, a więc konstrukcja występująca wówczas w większości wschodniopruskich miast. Świątynia wielokrotnie padała ofiarą płomieni, zdarzało się, że zostawały z niej jedynie zewnętrzne mury. Wystrój zmieniano więc równie często. Gwiaździste sklepienie zastąpiono prostym drewnianym sufitem, nieco później zamieniono go na sufit gipsowy; główna hala sprawiała wówczas wrażenie ogołoconej i chłodnej. Najstarsi mieszkańcy Pieniężna zapewne jeszcze ją pamiętają.

„Tymże okazalej świątynia wyglądała od zewnątrz. Wspaniałe gotyckie szczyty po wschodniej i zachodniej stronie, bogato zdobione ostrołukowe wejścia, oraz ogólne wymiary budowli o właściwych proporcjach, stanowiły radujący serce widok o jakże rzadkim pięknie.” Oto słowa tajnego radcy Viktora Röhricha, który zostały ochrzczony w tym starym kościele. Nieco dziwnym wydaje się fakt, iż wieżę wybudowano przy południowej, a nie jak się wówczas czyniło, zachodniej ścianie kościoła. W krajach na północ od Alp zdarza się to bardzo rzadko.

Kościół z biegiem lat mocno podupadł i nie nadawał się do remontu. Musiał więc ustąpić nowej budowli, którą w „najnowszym gotyckim stylu” wzniesiono między 1894 a 1896r. Pięcionawowy kościół halowy z przesuniętą do przodu apsydą dla głównego ołtarza, w środku o dziewięć metrów dłuższa niż szersza – na czym znacznie ucierpiała akustyka – z dziewięcioma daszkami i dziewięćdziesięcioma małymi wieżyczkami ozdobnymi, z których wiele zostało uszkodzonych podczas niepogody. Architekt budowli pochodził z Nadrenii, najwyraźniej nie był świadomy tego, że w surowym wschodnioniemieckim klimacie nie można wykorzystywać cegieł, w ten sam sposób, jak wówczas czyniono to w łagodnym klimacie Nadrenii z kamieniem naturalnym. Zimą wierni skarżyli się na wyjątkowo niską temperaturę, dach nie posiadał oszalowania, więc niebawem zaczął przeciekać, w delikatnych rurach spustowych szybko powstały dziury, przez co kapiąca na posadzkę deszczówka szybko zaczęła tworzyć kałuże. Tajny radca Röhrich, żywo interesujący się losami swego miasta rodzinnego, ostro skrytykował taki stan rzeczy: „Świątyni w Pieniężnie brakuje harmonii, właściwych proporcji pod każdym względem: wieża jest zbyt wysoka, a od razu obok kościół ze swoimi dachami i daszkami, źle dopasowanymi do północnego klimatu, sprawiającymi wrażenie ściśniętych i nie pasujących do całości. Wewnątrz rzucają się w oczy zbyt cienkie filary, sprawiają wrażenie jakby miały się zapaść pod ciężarem konstrukcji, ołtarze i katedrę charakteryzuje niezrozumiała delikatność … Uczucie niepokoju i zawiłości emanujące ze wszystkich tych elementów, mimowolnie udziela się odwiedzającym.” Stary radca miał rację, lecz przeoczył jeden istotny fakt: z daleka kościół prezentował się o wiele lepiej i pasował do panoramy miasta.

 Nie da się ukryć, że wykończenie wnętrza było nieudane; ołtarze i katedra były zbyt małe i do tego niechlujnie wykonane. Korniki prędko się nimi zajęły, ostrzegając o konieczności wprowadzenia zmian. Dlatego też arcykapłan Siegfried Hoppe zdecydował się na szczegółowo zaplanowaną przebudowę. Swój plan realizował z dużym zapałem, a zajęło mu to aż dziesięć lat – od 1927 do 1937r. Konstrukcję dachu znacznie uproszczono, 117 cetnarów miedzianej blachy przerobiono na rynny i rury spustowe, zamurowano pięć zbędnych okien, system nagłaśniający – pierwszy we wschodniopruskim kościele - pomógł uporać się ze złą akustyką, a centralne ogrzewanie ciepłym powietrzem pozwoliło unormować temperaturę wewnątrz budynku. Nawę ołtarzową podwyższono o 11/2m, zbudowano nowy ołtarz z niemieckiego marmuru, a po obu jego stronach ustawiono posągi apostołów, pochodzące z okresu baroku; przedstawiały patronów kościoła, Piotra i Pawła. Dotychczas stały w dwóch wnękach przy głównym wejściu do kościoła, gdzie niszczały poddane działaniu deszczu i wiatru.

            Malowidło ołtarzowe wiszące na ścianie, za którą znajdował się chór, przedstawiało Chrystusa-Króla w nadnaturalnej wielkości, co potęgowało efektowny wygląd ołtarza. Wykonał je malarz o imieniu Johannes Ollesch. Profesor Anton Ulbrich, historyk sztuki z Królewca, określił wystrój sali ołtarzowej i obraz Chrystusa mianem „wybitnego osiągnięcia”. Johannes Ollesch był artystą, któremu arcykapłan Hoppe mógł również powierzyć reorganizację malarskiego wystroju kościoła. W budynku o tak dziwnej konstrukcji z pewnością nie było to łatwym zadaniem, lecz artysta podołał wyzwaniu. Niektórym wiernym ciężko było się przyzwyczaić do nowych form, wielu uważało je za „zbyt nowoczesne”; lecz artysta XX w. nie może jedynie odtwarzać utartych form znanych z baroku lub gotyku. Samo naśladowanie najczęściej kończy się niepowodzeniem, a doświadczył tego budowniczy kościoła, który pragnął konstruować w „prawdziwie gotyckim” stylu. Profesor Ulbrich wypowiadał się na temat prac wykonanych przez Johannesa Ollescha w następujący sposób: „W dekoracyjnych malowidłach ściennych i plafonowych, oraz w obrazach wiszących na ścianie chóru i przy katedrze, widzę wyśmienitą, niezwykle wartościową pod względem artystycznym, pracę. Stworzył on wzór kościelnej sztuki dekoracyjnej.” Główny obraz katedry zyskał sławę w całym kraju, głównie za sprawą wielobarwnego druku wykonanego przez wydawnictwo Herdera /Herder-Verlag/.

            Cała przebudowa była oczywiście niezwykle kosztowna i zmusiła wspólnotę do zebrania znacznych środków finansowych. Jednak po jej ukończeniu skorzy do składania darów pieniężnianie zyskali satysfakcję, że wnętrze ich nowego kościoła wreszcie zyskało niezbędną harmonię.


 Kościół św. Jakuba


  Szpital pod wezwaniem Ducha Świętego, mieszczący się niegdyś w budynku przy drodze do Braniewa (Braunsberg), powstał w podobnym czasie co szpital św. Jerzego. Posiadał kaplicę, a nawet własny cmentarz. Najprawdopodobniej został zniszczony na skutek działań wojennych z XV i XVI w., wówczas nie podjęto jednak próby jego odbudowy. Cmentarz szpitalny przekształcono w cmentarz dla biedoty. Za czasów Stanisława Hozjusza /Stanislaus Hosius/, biskupa warmińskiego i kardynała (1551-1579), bractwo św. Jakuba wystąpiło o pozwolenie na budowę kaplicy na terenie starego cmentarza szpitalnego. Było to bractwo nędzarzy. W średniowieczu mianem „nędzarzy” określano ludzi wyobcowanych, tułających się po świecie i pozbawionych domu, ludzi którymi nikt nie chciał się zająć. Bezdomnych, podążających z jednej miejscowości do drugiej i żyjących z miłosierdzia ich mieszkańców, było w owych czasach dość dużo. Magistraty nie troszczyły się o los uciążliwych obcych, z reguły starano się ich pozbyć lub odprawiano już przy samej bramie – nie bez powodu, tułacze często przenosili groźne choroby.

            Chrześcijański Caritas postanowił zaopiekować się swoimi braćmi; wszędzie tworzono pobożne bractwa, w szczytnym celu okazania „nędzarzom” aktu miłosierdzia - nazywając rzeczy po imieniu: zapewnienia uczciwego i godnego pogrzebu zmarłym. Bractwo delegowało ze swoich szeregów osoby do niesienia trumny i świec, nikt nie miał prawa odmówić. Nawet w czasach szalejącej dżumy bracia w akcie miłosierdzia towarzyszyli zmarłym w ich ostatniej drodze. Koszty pogrzebu pokrywano z funduszy zbieranych przez bractwo.

            Bractwo św. Jakuba miało jeszcze inne zadanie. Troszczono się również o pielgrzymów,
w końcu św. Jakub Większy (Starszy) był patronem wszystkich pielgrzymów i podróżników. Pielgrzymowanie w owych czasach było nieporównanie cięższe. Istniało niewiele schronisk, podróżowanie było niebezpieczne, napady rabunkowe zdarzały się dość często. Przed wyprawą zwykło się sporządzać testament, ponieważ wielu z niej nie powracało. Dlatego w wielu miastach powstawały pobożne organizacje, które w trosce o pielgrzymów organizowały noclegi i dbały
o wyżywienie.

            Z czasem kaplica nieco podupadła, dlatego w latach 1620-1622 bractwo wybudowało na dawnym cmentarzu szpitala pod wezwaniem Ducha Świętego nowy kościółek, który w dniu  5 listopada 1700r. poświęcono na cześć św. Jakuba i św. Rocha.

Data dodania 06 kwietnia 2012